Recenzja: To (film 2017)



Tytuł: "To"
Reżyseria: Andres Muschietti
Scenariusz: Gary Dauberman, Chase Palmer, Cary Fukunaga
Gatunek: Horror
Produkcja: Kanada, USA
Premiera: 5 września 2018 (świat)
Obsada: Jaeden Lieberher, Jeremy Ray Taylor, Sophia Lillis, Finn Wolfhard, Chosen Jacobs, Jack Grazer, Wyatt Oleff, Bill Skarsgard
Moja ocena: 3/10

Wczoraj wieczorem zdecydowałam się wreszcie zobaczyć horror pt "To" z nadzieją, że będzie to film, który sprawi, że moja wyobraźnia nocą będzie szaleć. Osobiście jestem miłośniczką twórczości Stephena Kinga i kina grozy, więc miałam bardzo wysokie oczekiwania względem tej produkcji. Niestety bardzo się zawiodłam.
Jeśli lubicie horrory tak samo jak ja to bardzo nie polecam wam oglądać tego "dzieła". "To" zaczęło się nieźle, scena z chłopcem i łódką była ciekawa i delikatnie utrzymywała w napięciu, niestety wraz z oglądaniem akcja stawała się coraz gorsza. Momentami zastanawiałam się, czy przypadkiem nie włączyłam jakiegoś kiepskiego dramatu. Moim zdaniem horror powinien przestraszyć widza, tak żeby przez co najmniej 1 noc, idąc w nocy do łazienki, musiał zapalać wszędzie światła i uważnie się rozglądać, czy gdzieś w ciemności nie czai się potwór lub duch. W trakcie oglądania ani razu nie podskoczyłam, nie poczułam dreszczy, ani nawet lekkiego napięcia. Nadal się zastanawiam, w którym momencie miałam się bać, a w którym śmiać. Jak dla mnie gatunek powinni zmienić na dramat/komedia.
Pod względem gry aktorskiej nie mam nic do zarzucenia, obsada pomimo młodego wieku zaprezentowała się naprawdę nieźle. To smutne, że nawet zaangażowanie w prace ekipy i dobrze napisana książka, na podstawie której nakręcono film, nie wystarczyły, aby stworzyć coś naprawdę godnego polecenia.
Filmowi przyznaję 3/10 punktów, ponieważ był zwyczajnie nudny, reżyseria słaba, a postaci wszystkie takie same, żadna się szczególnie nie wyróżniała niczym. "To" jestem w stanie polecić dzieciom i osobom, które chcą zobaczyć "horror", którego nie będą się bały. Osobiście bardzo się zawiodłam na tej produkcji i nie zamierzam do niej nigdy wracać.



Czytaj dalej

Recenzja: Taylor Swift - Reputation

Artysta: Taylor Swift
Tytuł: reputation
Data wydania: 10.11.2017
Liczba utworów: 15
Wytwórnia: Big Machine
Moja ocena: 9/10

Taylor Swift, dziesięciokrotna laureatka nagrody Grammy wydaje nowy album pod znaczącym tytułem „Reputation”. Jego zapowiedzią jest utwór Look What You Made Me Do, który w ciągu pierwszej doby osiągnął 43.2 miliony odtworzeń na youtube/vevo! 
W 2005 roku Taylor podpisała kontrakt z wytwórnią Big Machine i została najmłodszą autorką piosenek zatrudnioną przez Sony/ATV Music. Wokalistka ma na koncie pięć albumów studyjnych: Taylor Swift, Fearless, Speak Now, Red oraz 1989. Debiutancki album Fearless wydany w 2008 roku jest najczęściej nagradzaną płytą country w historii oraz najlepiej sprzedającym się albumem 2008 i 2009 roku w Stanach Zjednoczonych. Z kolei jej pierwszy, w pełni popowy album, 1989, jest najczęściej kupowaną płytą od 2002 roku. Łącznie Swift otrzymała 489 nominacji, wygrała 296 nagród. 21 nagród to nagrody specjalne (Pinnacle Award, Dick Clark Award for Excellence, 2010 NARM Artist of the Year, HAL David Starlight Award, Ultimate Choice, Crystal Milestone Award, Jim Reeves International Award, International Artist Achievement Award, 2011 Harmony Award, 4 rekordy Guinnessa, 2012 Ripple Of Hope Gala Award, 2012 Big Help Award, 2012 BMA Woman of the Year, 2011 & 2014 Billboard Woman of the Year, IFPI Global Recording Artist of 2014, 2015 ELLE's Woman of the Year i ACM's 50th Anniversary Milestone Award).

W listopadzie miałam przyjemność zapoznać się z najnowszym albumem Taylor Swift pt. "reputation". Już od pierwszej piosenki możemy się przekonać, że artystka całkowicie zmieniła swoje brzmienie po raz kolejny; przez lata mogliśmy zobaczyć jak od muzyki country i swoich pierwszych 4 albumów powoli przeszła do muzyki pop stylizowanej na późne lata 80. wraz z płytą 1989, a teraz udowodniła, że potrafi tworzyć piosenki w różnych gatunkach mucznych. "reputation" nie jest jednak typowo popowym albumem, gdyż każdy utwór różni się od wszystkiego, co możemy usłyszeć w radiu. 
Pierwszym numerem jest "...Ready For It" i według mnie Taylor nie mogła wybrać lepszej piosenki otwierającej album, zapowiadającej w jakich klimatach będzie on utrzymany i o czym będzie opowiadać. Artystka wspomina w niej o swoim ukochanym, swojej reputacji i...seksie, co jest czymś całkowicie nowym dla fanów młodej piosenkarki.
Kolejne 5 utworów nadal opowiada nam o temacie przewodnim albumu, czyli reputacji dziewczyny, która w 2016 roku została zrujnowana przez jej wieloletniego wroga - Kanye Westa i jego żonę, oskarżenia skierowane w jej stronę od byłego chłopaka, dawnej przyjaciółki i hejterów także nie pomogły jej w poprawie wizerunku. Nareszcie mamy okazję usłyszeć jak wyglądała cała historia z jej perspektywy, co oczywiście wywołało falę krytyki w kierunku TayTay.
Od piosenki "...So It Goes" zaczyna się opowieść o tym, jak dziewczyna wreszcie znalazła miłość, pomimo swoich byłych chłopaków, wrogów, mediów i oczywiście reputacji. Dowiadujemy się, co się działo w życiu artystki w ciągu ostatnich miesięcy, kiedy całkowicie zniknęła z portali społecznościowych i spędziła ten czas ukrywając się przed ludźmi ze swoim ukochanym. Nareszcie słyszymy o spełnionej miłości i szczęściu Taylor.
Najbardziej wyróżniającym się i zarazem ostatnim utworem na płycie jest "New Year's Day". Piosenka jest w całości składa się jedynie z głosu artystki i dźwięku fortepianu. Szczególnie zwraca na siebie uwagę jej niedoskonałość, co potwierdziła sama Taylor - została nagrana bardzo szybko, a efekt ten został od początku do końca zaplanowany.
W gronie producentów pomagających tworzyć "reputation" znaleźli się m.in. Jack Antonoff, Max Martin i Shellback, którzy już pracowali z Taylor nad albumem "1989". Jak zwykle jest to bardzo małe grono osób, którym dziewczyna ufa i z którymi się przyjaźni.
Tym razem nie mamy do wyboru 2 wersji albumu: standardowej i deluxe, ale możemy kupić zwykłą płytę w jewel case oraz 2 magazyny, zawierające album płytę CD z pudełkiem do poskładania, namalowany przez Taylor obraz w formie plakatu oraz wiele ekskluzywnych zdjęć, wierszy oraz ręcznie pisanych tekstów piosenek.
Moja ocena albumu to 9/10, gdyby nie cena magazynów bez wahania dałabym 10/10.

Zapraszam was do podzielenia się opiniami na temat płyty w komentarzach, a jeśli wahaliście się, czy warto kupować album, to mam nadzieję, że rozwiałam wasze wątpliwości.
Czytaj dalej

Recenzja: Amy A. Bartol - Intuicja



 Autor: Amy A. Bartol
Tytuł: Intuicja
Ilość stron: 525
Wydawnictwo: Akurat
Rok wydania: 2017
Moja ocena: 10/10

Anioły są wśród nas. Przekonała się o tym osiemnastoletnia Evie. Teraz razem ze swoimi niebiańskimi przyjaciółmi musi zmierzyć się z siłami Zła. Jeśli przegra, straci swoją duszę oraz serce. „Intuicja” – druga część bestsellerowej serii „Przeczucie” Amy A. Bartol trafi do księgarń 8 marca.

Życie Evie Clermont już nigdy nie będzie takie samo. Strata bardzo bliskiej osoby pozostawiła na jej sercu bliznę, która długo się nie zagoi. W bohaterce coraz silniej odzywają się również uczucia do dwóch przyjaciół ze studiów, Reeda i Russela. W nowej, metafizycznej rzeczywistości Evie staje przed dylematem, komu bardziej zaufać – pięknemu Aniołowi Mocy czy bratniej duszy, którą zna z poprzednich wcieleń. Bohaterka przyciąga też moce Zła, którym zależy na uwięzieniu jej duszy. Z pomocą zaprzyjaźnionych aniołów Żniwiarek Evie zrozumie, jak potężną mocą dysponuje. W końcu sama ma anielski rodowód...


Intuicja to kontynuacja serii Przeczucia Amy A. Bartol. Opisane w niej wydarzenia rozpoczynają się kilka dni po tych, zakończonych w pierwszej części powieści. Jesteśmy świadkami jak główna bohaterka - Evie próbuje się pozbierać po tragedii, jaka ją dotknęła za sprawą - jak sądziła swojego przyjaciela - Alfreda. Pomagają jej w tym wierni, anielscy przyjaciele, jej bratnia dusza i anioł, którego kocha nad życie. 

Już od pierwszych stron autorka utrzymuje nas w napięciu i niepewności. Jeśli myśleliście, że od teraz bohaterowie będą wiedli spokojne życie w ukryciu, to bardzo się mylicie. Pierwsze zwroty akcji pojawiają się już w drugim rozdziale, czego naprawdę się nie spodziewałam. Wszystko działo się bardzo szybko, przez co nie mogłam oderwać się od czytania, im dalej brnęłam w treść książki, tym bardziej ciekawa byłam, co zdarzy się dalej, kto przeżyje i kto zginie. Najbardziej jednak nie spodziewałam się zdarzeń po powrocie z (nie do końca udanego) wyjazdu w góry.

W drugiej części serii napisanej przez Amy A. Bartol możemy zaobserwować rozwój postaci Evie, która przechodzi powolną przemianę charakteru pod wpływem cierpienia psychicznego i fizycznego. Bohaterka ta z łagodnej, delikatnej i naiwnej dziewczyny staje się silną, zdecydowaną i inteligentną kobietą, choć nie traci tak do końca tych cech, za które czytelnicy ją pokochali. Jednakże nigdy nie spodziewałabym się po niej, że będzie w stanie zabijać wrogów i się tym cieszyć. Bardzo podoba mi się to, jak Evie „ewoluowała” z nieporadnej, dobrej ale głupiutkiej dziewczynki w zaradną, potrafiącą myśleć logicznie i obierać odpowiednią taktykę kobietę.

W kontynuacji „Nieuniknionego” mamy także okazję poznać lepiej Russela, jego uczucia względem poszczególnych postaci oraz jego myśli, skoro w części rozdziałów to on, a nie Evie, jest narratorem i wszystko jest opisane z jego punktu widzenia. Widzimy także przemianę jaka w nim zachodzi pod wpływem „przemiany” w pół-anioła. Bohater staje się silniejszy, odważniejszy i wreszcie jest gotów podjąć się walki, zarówno z wrogami, jak i o miłość swojej bratniej duszy. Nawet pomimo, że widzi, iż w obu przypadkach nie ma szans, nie poddaje się, co jest dla mnie niezwykle imponujące i kocham, kiedy postać zmienia się w taki właśnie sposób. Jednakże zachodzą też w nim negatywne zmiany, np. brak kontroli nad instynktami, kiedy jest bliski zabicia Evie. Biorąc jednak pod uwagę wszystkie jego nowe wady i zalety wychodzi na to, że staje się on lepszym człowiekiem.

To, co urzekło mnie najbardziej w powieśCi Amy A. Bartol, to że nie opisuje zbyt dokładnych i całkowicie zbędnych detali w pomieszczeniach i w naturze. Całość jest napisana lekkim językiem, który czyta się błyskawicznie, ponieważ każda strona jest przepełniona akcją, utrzymującą czytelnika w napięciu. 

Podsumowując, bardzo polecam Wam tę lekturę, w szczególności, tak jak poprzednio, miłośnikom literatury fantastycznej i romantycznej z wątkiem paranormalnym. Tak naprawdę myślę jednak, że każdemu, niezależnie od wieku i upodobań, bardzo spodoba się historia o miłości i aniołach.



Jeśli chcecie podzielić się swoimi opiniami na ten temat to zapraszam do komentowania pod postem ;)
Czytaj dalej

Recenzja: Amy A. Bartol - Nieuniknione

Autor: Amy A. Bartol
Tytuł: Nieuniknione
Ilość stron: 480
Wydawnictwo: Akurat
Rok wydania: 2016
Moja ocena: 10/10


Evie Claremont zostawia za sobą dawne koszmary i pełna nadziei zaczyna I rok studiów. Jednak kiedy spotyka Reeda Wellingtona, chłopaka o niezwykle magnetycznej osobowości, jej życie zmienia się nie do poznania. Evie zaczyna zauważać u siebie dziwne objawy: jej rany goją się bardzo szybko. Dowiaduje się, że Reed jest Aniołem Mocy, a ona jest połączeniem człowieka (po matce) i anioła (po nieznanym ojcu) – a więc jedynym chyba na Ziemi aniołem obdarzonym ludzką duszą. Między nią a Reedem rodzi się ogromna – choć na razie całkowicie platoniczna – namiętność i wzajemna fascynacja. Okazuje się, że ich nadnaturalne przeznaczenie to coś absolutnie... nieuniknionego.



Nieuniknione to pierwszy tom serii Przeczucia autorstwa Amy A. Bartol. Było to moje pierwsze spotkanie z tą autorką, ale z pewnością nie ostatnie. Od bardzo dawna nie miałam aż takiej przyjemności z czytania książki, ponieważ powieść wciąga już od pierwszych stron. Prosty i zrozumiały dla młodzieży język, używany przez pisarkę jest dla mnie bardzo wielkim plusem, ponieważ zdecydowanie ułatwia czytanie i pozwala lepiej skupić się na wydarzeniach.

Główną bohaterką jest 17-letnia Evie Claremont, studentka pierwszego roku uczelni w Crestwood. Postać ta zdobyła moje uznanie i szacunek swoją empatią, dobrocią i gotowością do poświęcenia życia dla przyjaciół. Chyba po raz pierwszy spotykam się z taką bezinteresownością w jakiejkolwiek książce, zwłaszcza w obliczu tak wielkiego niebezpieczeństwa oraz koszmarnych snów, które okazują się być wizjami. Bardzo podoba mi się także w tej postaci fakt, że nie ucieka od zagrożenia tylko podejmuje, często bezsensowną, walkę, np. potraktowanie potencjalnego napastnika paralizatorem, co, pomimo że nie zadziałało, udowadnia jak odważna jest Evie. Jej postać zdecydowanie powinna być wzorem do naśladowania dla każdej osoby, nieważne w jakim jest wieku.

Postaci drugoplanowe także są bardzo ciekawe i niesamowicie je polubiłam. Mimo że Reed i Russel są wg. mnie świetni to największe wrażenie wywarły na mnie postaci Buns i Brownie. Obie dziewczyny wzbudzają moją ogromną sympatię czytelnika, myślę że każdy marzy o tak dobrych, lojalnych przyjaciółkach, które są gotowe pomóc w dosłownie każdej sytuacji. 

Całość powieści momentami przypomina mi pierwszą część ‚Zmierzchu’, lecz nie piszę tego, aby skrytykować książkę, tylko chodzi mi o te dobre, najczęściej dosyć sympatyczne sceny, chociaż moją ulubioną było kiedy Evie po raz pierwszy spotkała Zefira, wynik tego spotkania niezwykle mnie zaskoczył, jak zresztą większość wydarzeń. 

Choć głównymi wątkami są anioły i miłość, to możemy wyciągnąć z powieści wiele wartości i życiowych lekcji, np. że w każdej chwili może nas spotkać coś, co całkowicie zmieni nasze dotychczasowe życie, że powinniśmy cieszyć się życiem i nie marnować go, ponieważ śmierć może nadejść nieoczekiwanie, nawet z rąk kogoś, kogo uważaliśmy za przyjaciela i komu ufaliśmy.

Książkę polecam przede wszystkim młodzieży oraz miłośnikom literatury gatunku paranormal romance i fantasy. Recenzję piszę już po przeczytaniu lektury po raz drugi, skłonił mnie do tego przede wszystkim zakup kolejnej części, po którą za chwilę mam zamiar sięgnąć, lecz jestem pewna, że jeszcze nie raz do niej wrócę, ponieważ stała się jedną z moich ulubionych książek, jakie kiedykolwiek czytałam, dlatego też postanowiłam dać ocenę 10/10.




Zapraszam do komentowania waszych odczuć względem tej powieści i mam nadzieję, że zgadzacie się ze mną :)
Czytaj dalej

Recenzja: Colleen Hoover, Tarryn Fisher - Never Never


Autor: Colleen Hoover, Tarryn Fisher
Tytuł: Never Never
Ilość stron: 300
Wydawnictwo: Otwarte
Rok wydania: 2016
Moja ocena: 9/10


Nie kocham cię.
Nic a nic.
I nie pokocham.
Nigdy, przenigdy.
Czasem wspomnienia mogą być gorsze niż zapomnienie. Charlie i Silas są jak czyste karty. Nie wiedzą, kim są, co do siebie czują, skąd pochodzą ani co wydarzyło się wcześniej w ich życiu. Nie znają swojej przeszłości. Pomięte kartki, tajemnicze notatki i fotografie z nieznanych miejsc muszą im pomóc w odkryciu własnej tożsamości.
Ale czy można odbudować uczucia? Czy można chcieć przypomnieć sobie… że ma się krew na rękach? A jeśli prawda jest tak szokująca, że tylko zapomnienie chroni przed szaleństwem? Umysły Silasa i Charlie pełne są mrocznych tajemnic.
On zrobi wszystko, by wskrzesić wspomnienia.
Ona za wszelką cenę chce je pogrzebać.
Nigdy nie zapominaj, że to ja jako pierwszy cię pocałowałem.
Nigdy nie zapominaj, że będziesz ostatnią, którą pocałuję.
I nigdy nie przestawaj mnie kochać.
Nigdy…



Wczoraj skończyłam czytać Never Never. Opowiada ona o dwójce 17-latków, którzy pewnego dnia tracą swoje wszystkie wspomnienia i zmuszeni są odkryć swoją tożsamość i naprawić to, co spowodowało amnezję. Powieść wzbudza ciekawość już od pierwszych stron i skłania czytelnika do zastanowienia się, jak sam zachowałby się w takiej sytuacji. 

Głównymi bohaterami są Silas i Charlie, bardzo ich polubiłam od samego początku, pomimo że, jak zostaje dalej ujawnione, nie byli parą idealną, nie byli także do końca dobrymi ludźmi - para rozpieszczonych, snobistycznych, czasem złośliwych nastolatków. Jednak po utracie pamięci stają się ‚czystymi kartami’, bez negatywnych cech, nabytych przez wszystko, czego w życiu doświadczyli. 

Bardzo ciekawie rozbudowane zostały także postaci drugoplanowe - Landon (16-letni brat Silasa) i Janette (14-letnia siostra Charlie). Mimo ich bardzo małej obecności, mają spory wpływ na wydarzenia, a charakter każdego z nich jest ukazany dostatecznie wyraźnie, aby móc ich poznać, a nawet polubić.

Cała książka jest pełna zagadek, trzyma w napięciu, pozostawia czytelnika z coraz większą ilością pytań. Nie można jednak narzekać na nudę, ponieważ przez cały czas coś się dzieje, a sceny nie są niepotrzebnie przeciągane zbyt długimi opisami, jak to często bywa w przypadku niektórych powieści. 

Jedyne, co mnie zawiodło w książce, brak odpowiedzi na kilka pytań, których nie chcę tu pisać, ponieważ byłby to spoiler, a także otwarte zakończenie, sugerujące, że możemy spodziewać się kolejnej części (której pewnie nie będzie tak czy inaczej). Właśnie dlatego z mojej oceny odjęłam 1 gwiazdkę - z powodu ostatnich stron. W innym wypadku byłby 10/10 za świeży pomysł na historię, lekki, łatwy do odbioru język i przede wszystkim godziny świetnej zabawy dla czytelnika.
Czytaj dalej

Recenzja: Jeanne Ryan - NERVE

Autor: Jeanne Ryan
Tytuł: NERVE
Ilość stron: 294
Wydawnictwo: Dolnośląskie
Rok wydania: 2016
Ocena: 7/10



Vee otoczona popularnymi przyjaciółmi zawsze pozostaje w cieniu. Któregoś dnia postanawia to zmienić i bierze udział w internetowej grze NERVE. Z przystojnym Ianem u boku żadne wyzwanie nie jest trudne. Początkowo gra wydaje się ekscytująca, jednak wkrótce przybiera zaskakująco niebezpieczny obrót…




Wczorajszego wieczoru miałam przyjemność zapoznać się z książką Jeanne Ryan - NERVE. Muszę przyznać, że moje pierwsze wrażenia, gdy zobaczyłam okładkę i przeczytałam opis nie były zbyt dobre, lecz ze względu na pochlebne opinie czytelników postanowiłam spróbować, przynajmniej częściowo, zaznajomić się z treścią. Po bardzo niejasnym dla mnie prologu odłożyłam lekturę na bok i stwierdziłam, że nie będę marnować czasu. Jednak później, może z powodu nudy, a może ze zwykłej ciekawości, wróciłam do czytania. 

Od pierwszych stron polubiłam główną bohaterkę, ponieważ bardzo się z nią utożsamiam i wydaje się dobrą osobą oraz lojalną przyjaciółką. A jednak o wiele bardziej spodobała mi się postać Iana, mogłabym rzec, że to właśnie on miał w sobie ‚to coś’ co sprawiło, że miałam ochotę czytać dalej.

Pierwsze rozdziały bardzo mi się ciągnęły - na 10 kartek przypadała 1 strona jakiejkolwiek akcji. Przez większość powieści pojawiają się głównie przemyślenia i wątpliwości Vee względem gry i stosunków z przyjaciółmi. Dziewczyna momentami aż do przesady ubolewa nad swoim losem - byciem ‚cieniem’ pięknej i popularnej przyjaciółki oraz szlabanem za pewien wypadek z przeszłości. Dopiero rozdział piąty zaczyna być o wiele bardziej interesujący. Od momentu wyjścia po przedstawieniu cały mój świat zniknął, przeniosłam się całym swoim umysłem do świata NERVE. Wraz z coraz wyższym poziomem wyzwań rośnie moja ciekawość i, o ile już przy trzecim wyzwaniu serce biło mi szybciej i byłam coraz bardziej podekscytowana, o tyle czwarte zadanie kompletnie mnie ‚rozbroiło’; skłoniło do zastanawiania się, czy na miejscu Vee także bym się go podjęła, czy też bym sobie odpuściła. Mówiąc o zadaniu finałowym…po raz pierwszy nie miałam wątpliwości, że sama bym się poddała. Z jednej strony rozumiem główną bohaterkę, ponieważ nagroda za ostatnie wyzwanie byłaby dla każdego niezwykle kusząca, jednakże można było się domyśleć, że taka wygrana nie przyjdzie łatwo. Nie licząc trudności jakie sprawiali pozostali uczestnicy, zadania przyprawiały mnie o dreszcze i momentami zapominałam oddychać, pewna, że to ja jestem tą bohaterką. Ostatnie wydarzenia jednak były zbytnio i zupełnie niepotrzebnie przeciągane, ponownie czułam się jak na początku książki - znudzona, niepewna czy nie porzucić lektury. Po, jak mi się wydawało, kilku długich godzinach cieszyłam się, że nareszcie kończę czytać NERVE.

W skali od 1-10 musiałam dać 7 zamiast 9 czy nawet 10, z powodu początku i zakończenia. Choć powieść daje do myślenia i według mnie powinna zostać dodana do kanonu lektur szkolnych w przyszłości, to jednak po tych wszystkich dobry opiniach liczyłam na coś lepszego, wypełnionego po brzegi akcją. 

Książkę mogę polecić osobom, które nie wymagają wiele od tego, co czytają zbyt wiele lub są bardzo znudzone w nadchodzące gorące letnie dni. Sama jednak nie jestem pewna, czy ponownie po nią sięgnę…może za kilka miesięcy lub lat dam jej drugą szansę, lecz póki co niech spoczywa na półce moich mniej ulubionych lektur.



Jeśli jednak ktoś nie podziela moich odczuć związanych z NERVE lub czuje to samo, co ja, zapraszam do komentowania, jestem ciekawa waszej opinii na jej temat.
Czytaj dalej

Recenzja: Abigail Gibbs - Mroczna Bohaterka. Tom 1: Kolacja z Wampirem

Autor: Abigail Gibbs
Tytuł: Mroczna Bohaterka. Tom 1: Kolacja z wampirem.
Ilość stron: 558
Wydawnictwo: Muza
Rok wydania: 2013
Ocena: 9/10

Niepokorna Violet, wampir z królewskiego rodu, zakazana namiętność i prastara przepowiednia.

Przypadkowe spotkanie na Trafalgar Square odmienia życie Violet Lee. Poznaje świat, którego istnienia nawet sobie nie wyobrażała: miejsce poza czasem, w którym elegancja, bogactwo, wspaniałe rezydencje i wytworne przyjęcia są znamionami dekadencji, w jakiej żyją jego mieszkańcy. Za tym przepychem kryje się mrok, którego ucieleśnieniem jest charyzmatyczny, przystojny i śmiertelnie groźny Kaspar Varn. Violet połączy z Kasparem niebezpieczna namiętność, za którą obydwoje będą musieli zapłacić wysoką cenę…


   Zapewne wielu z Was zna to uczucie, kiedy rozpaczliwie brakuje Was czegoś ciekawego do czytania i czując narastającą frustrację udajecie się do księgarni w poszukiwaniu czegoś co nasyci Wasz ‚głód’ książkowy. Miałam tak w przypadku książki Abigail Gibbs - Mroczna Bohaterka: Kolacja z Wampirem. Przeglądając półki pełne niesamowitych historii z kolorowymi, zachęcającymi do przeczytania historiami sięgnęłam po tę, która najbardziej przykuła moją uwagę. Była utrzymana w odcieniach czerni, jedynymi kolorowymi elementami były: tytuł, napisany ciemną czerwienią oraz twarz dziewczyny o intensywnie rudych włosach i zachwycających fioletowych oczach. Pomimo powiedzenia: ‚nie oceniaj książki po okładce’ w momencie kiedy ją zauważyłam - już wiedziałam, że będzie moja i że ją przeczytam. Dopiero w domu szybko zerknęłam na opis, który kazał mi wierzyć, że jest to kolejna opowieść w stylu książek z serii: ‚Zmierzch’…i nie mogłam się bardziej mylić.
   Historia zaczyna się w noc, kiedy Violet spotyka Kaspara na placu Trafalgar Square. Już od pierwszych stron można dostrzec między nimi chemię, ukrytą pod nienawistnymi spojrzeniami i oziębłością. Tak zaczyna się ich historia miłosna. Większość wydarzeń toczy się w zamku należącym do rodziny Varnów, gdzie mają miejsce wszystkie ‚gierki’ pomiędzy bohaterami, ich kłótnie, ‚wzloty i upadki’ oraz najpiękniejsze chwile. Wszystkie przedstawione tam wydarzenia takie jak bale i zebrania króla i wampirzych szlachciców przypominają mi stare, animowane bajki Disneya. Sposób w jaki opisany jest zamek królewski, jego otoczenie oraz zachowania mieszkańców kojarzą mi się z dzieciństwem opartym m.in. na ‚Małej Syrence’, ‚Kopciuszku’, czy ‚Pięknej i Bestii’, czyli tych ponadczasowych historiach z elementami scen dla doroślejszej publiki, tj.: seks, przemoc i ostre słownictwo. Krótko mówiąc jest to raj dla pokolenia, które obecnie wchodzi w dorosłość.
   Autorka bardzo szczegółowo opowiada nam jak wyglądają wszystkie pomieszczenia w pałacu, las który otacza całą posesję, wszystkie widziane przez bohaterów krajobrazy oraz ich ubiór. Jednak jest to napisane tak lekkim i łatwym w odbiorze językiem, że czytelnik bez problemu ‚połyka’ wszystkie te opisy.
   Wszyscy bohaterowie i ich charaktery są doskonale pokazani, jednak nie są tak przerysowani jak w przypadku bohaterów większości książek o tematyce wampirycznej. A. Gibbs doskonale przedstawia zalety każdej postaci (wrażliwość, delikatność, empatię), jak również ich wady (brutalność, agresję, samolubność, żądzę krwi). Dokładniej się wczytując, możemy zauważyć, że najlepszy, najmilszy bohater może zmienić się w najgorszego, a najgorszy w tego najlepszego, uczymy się, że nie warto oceniać drugą osobę po pozorach, ponieważ bywają bardzo mylne. Jednakże żadna postać nie wzbudziła we mnie ani irytacji, ani szczególnej sympatii, czyli zupełnie jak w prawdziwym życiu - nikt nie jest idealny, a nasza ocena danej osoby jest często bardzo subiektywna.
   Całość książki jest dla mnie bardzo dobra. Dzięki niej na nowo odkryłam cały urok literatury wampirycznej i bardzo chętnie sięgnę po kolejny tom. Z czystym sumieniem polecam ją każdemu, niezależnie od grupy wiekowej, czy osobistych upodobań. Poniżej zamieszczam kilka cytatów, które mogą Was zachęcić do lektury tej powieści.



‚-Otwórz oczy, dziewczynko! Jestem cholernym księciem i rozkazuję ci! Nie wolno ci odejść!’

‚-Bo jesteś wampirem i mordercą. I kutasem. I mogłabym ciągnąć w nieskończoność… - Może moje ciało nie było mi posłuszne, ale wcale mnie nie pociągał. Wzbudzał we mnie obrzydzenie.
Podniósł dumnie głowę, a jego oczy - ciemnozielone jak las - świdrowały mnie na wylot.
-Doprawdy? Dobiorę się do ciebie, Violet Lee. - Przeciągał moje imię i nazwisko w nieskończoność. - Oddasz się mi. Zadbam o to.’

‚-Nie obśliniaj mnie! I wyjmij z ust ten plastik. Masz prawdziwe kły. Zapomniałeś, do licha? (…)
-Ludzie są jednak głupi. Z takimi wielgachnymi kłami nie da się jeść.
-Jesteś zazdrosny, bo masz małe.’

‚Porwana przez wampiry, utopiona przez kałamarnicę. Jakież to tragiczne.’

‚-Możecie wychodzić na słońce?
-Tak, ale to grozi oparzeniami. Tylko nie myśl sobie, że wyrzucisz mnie na dwór, to coś mi się stanie. Wcale nie! - Zrobił zabawną minę, jakby właśnie się topił jak bałwan.
-A jeśli chciałabyś mnie ukatrupić czosnkiem, przysięgam, że po czosnku miałbym tylko nieświeży oddech. A gdybyś zawiesiła mi na szyi krzyżyk albo medalik, wyglądałbym jak dewotka. A prysznic ze święconej wody bardzo mnie odświeża.’

‚-Związek? - powtórzyłem, rozglądając się i szukając odpowiedzi na ścianach. - Nie przypominam sobie, żebyśmy byli zaręczeni.
-Kaspar, czy ty w ogóle nie zaglądasz na Facebooka? Zaznaczyłam tam, że jesteśmy w związku! Z tobą!’

‚-Los bywa okrutny, dziewczynko. Łamie nam serca i odbiera jednym drugich. Krzywdzi niewinnych. Podobnie zresztą jak czas, który rozrywa ludzi na strzępy, kawałek po kawałku, aż przestają się prostować, chodzić na własnych nogach, a na koniec przestają żyć.’

‚Właśnie zerwałem z dziewczyną, która nie była nawet moją dziewczyną. Powinni przyznawać za coś takiego nagrody.’
Czytaj dalej

Recenzja: Colleen Hoover - Maybe Someday

Tytuł: Maybe Someday
Autor: Colleen Hoover
Ilość stron: 380
Wydawnictwo: Otwarte
Rok wydania: 2014
Ocena: 8/10





Bestseller "New York Timesa"
Drugie miejsce w plebiscycie Goodreads Choice Awards 2014 w kategorii Romans.

On, Ridge, gra na gitarze tak, że porusza każdego. Ale jego utworom brakuje jednego: tekstów. Gdy zauważa dziewczynę z sąsiedztwa śpiewającą do jego muzyki, postanawia ją bliżej poznać.
Ona, Sydney, ma poukładane życie: studiuje, pracuje, jest w stabilnym związku. Wszystko to rozpada się na kawałki w ciągu kilku godzin.
Wkrótce tych dwoje odkryje, że razem mogą stworzyć coś wyjątkowego. Dowiedzą się także, jak łatwo złamać czyjeś serce...

W zeszłym tygodniu miałam przyjemność zapoznać się z kolejną książką Colleen Hoover, zatytułowaną Maybe Someday. Główną bohaterką jest 22-letnia studentka - Sydney, której całe życie rozpada się po poznaniu Ridga - chłopaka z bloku na przeciwko, którego gra na gitarze przemawia do serca dziewczyny. W swojej powieści autorka pokazuje nam, że nawet w najbardziej niespodziewanym momencie możemy odnaleźć bratnią duszę.
Osobiście całość 'połknęłam' w dwa krótkie wieczory, napisana jest lekkim, łatwym w odbiorze dla czytelnika językiem, a akcja wciąga już od pierwszych stron. Bohaterowie wykreowani przez C. Hoover nie są postaciami wyidealizowanymi, każdy z nich ma swoje wady i słabości, a różnorodność ich charakterów budzi ciekawość, zainteresowanie, czasem zażenowanie, jak również śmiech. Nawet postaci drugoplanowe budzą sympatię i przywołują na twarz uśmiech. Zwyczajnie nie da się ich nie polubić.
Książkę polecam zarówno młodzieży, jak i starszym czytelnikom. Moim zdaniem warto poświęcić trochę czasu na lekturę tej pięknej, ujmującej, niesamowitej i zapadającej w pamięć historii i miłości oraz sięgnąć po inne powieści tej autorki, co sama planuję zrobić w najbliższym czasie.
Czytaj dalej

Pierwszy wpis

Witam wszystkich czytelników!

Jest to mój pierwszy wpis, w którym chciałabym Wam krótko przedstawić siebie i tematykę mojego bloga.
Nazywam się Ola, mam 20 lat, studiuję na Uniwersytecie Śląskim filologię: języki angielski i włoski.
Na co dzień jestem bardzo nieśmiałą, cichą osobą, która odnajduje się w muzyce, serialach, filmach i przede wszystkim książkach. Moją pasją jednak jest pisanie, dlatego też postanowiłam założyć tego bloga. Postaram się jak najczęściej dodawać nowe posty z recenzjami oraz zapowiedziami książek, których premier nie mogę się doczekać.
Liczę, że mnie polubicie i będziecie regularnie odwiedzać mnie i moje dzieło.
Na razie to chyba wszystko, co mogę tutaj napisać, ale do końca tygodnia oczekujcie kilku pierwszych recenzji. Śmiało piszcie w komentarzach swoje przemyślenia i opinie.

x.o.x.o.
HauntedSmiler
Czytaj dalej