Recenzja: To (film 2017)



Tytuł: "To"
Reżyseria: Andres Muschietti
Scenariusz: Gary Dauberman, Chase Palmer, Cary Fukunaga
Gatunek: Horror
Produkcja: Kanada, USA
Premiera: 5 września 2018 (świat)
Obsada: Jaeden Lieberher, Jeremy Ray Taylor, Sophia Lillis, Finn Wolfhard, Chosen Jacobs, Jack Grazer, Wyatt Oleff, Bill Skarsgard
Moja ocena: 3/10

Wczoraj wieczorem zdecydowałam się wreszcie zobaczyć horror pt "To" z nadzieją, że będzie to film, który sprawi, że moja wyobraźnia nocą będzie szaleć. Osobiście jestem miłośniczką twórczości Stephena Kinga i kina grozy, więc miałam bardzo wysokie oczekiwania względem tej produkcji. Niestety bardzo się zawiodłam.
Jeśli lubicie horrory tak samo jak ja to bardzo nie polecam wam oglądać tego "dzieła". "To" zaczęło się nieźle, scena z chłopcem i łódką była ciekawa i delikatnie utrzymywała w napięciu, niestety wraz z oglądaniem akcja stawała się coraz gorsza. Momentami zastanawiałam się, czy przypadkiem nie włączyłam jakiegoś kiepskiego dramatu. Moim zdaniem horror powinien przestraszyć widza, tak żeby przez co najmniej 1 noc, idąc w nocy do łazienki, musiał zapalać wszędzie światła i uważnie się rozglądać, czy gdzieś w ciemności nie czai się potwór lub duch. W trakcie oglądania ani razu nie podskoczyłam, nie poczułam dreszczy, ani nawet lekkiego napięcia. Nadal się zastanawiam, w którym momencie miałam się bać, a w którym śmiać. Jak dla mnie gatunek powinni zmienić na dramat/komedia.
Pod względem gry aktorskiej nie mam nic do zarzucenia, obsada pomimo młodego wieku zaprezentowała się naprawdę nieźle. To smutne, że nawet zaangażowanie w prace ekipy i dobrze napisana książka, na podstawie której nakręcono film, nie wystarczyły, aby stworzyć coś naprawdę godnego polecenia.
Filmowi przyznaję 3/10 punktów, ponieważ był zwyczajnie nudny, reżyseria słaba, a postaci wszystkie takie same, żadna się szczególnie nie wyróżniała niczym. "To" jestem w stanie polecić dzieciom i osobom, które chcą zobaczyć "horror", którego nie będą się bały. Osobiście bardzo się zawiodłam na tej produkcji i nie zamierzam do niej nigdy wracać.



Czytaj dalej

Recenzja: Taylor Swift - Reputation

Artysta: Taylor Swift
Tytuł: reputation
Data wydania: 10.11.2017
Liczba utworów: 15
Wytwórnia: Big Machine
Moja ocena: 9/10

Taylor Swift, dziesięciokrotna laureatka nagrody Grammy wydaje nowy album pod znaczącym tytułem „Reputation”. Jego zapowiedzią jest utwór Look What You Made Me Do, który w ciągu pierwszej doby osiągnął 43.2 miliony odtworzeń na youtube/vevo! 
W 2005 roku Taylor podpisała kontrakt z wytwórnią Big Machine i została najmłodszą autorką piosenek zatrudnioną przez Sony/ATV Music. Wokalistka ma na koncie pięć albumów studyjnych: Taylor Swift, Fearless, Speak Now, Red oraz 1989. Debiutancki album Fearless wydany w 2008 roku jest najczęściej nagradzaną płytą country w historii oraz najlepiej sprzedającym się albumem 2008 i 2009 roku w Stanach Zjednoczonych. Z kolei jej pierwszy, w pełni popowy album, 1989, jest najczęściej kupowaną płytą od 2002 roku. Łącznie Swift otrzymała 489 nominacji, wygrała 296 nagród. 21 nagród to nagrody specjalne (Pinnacle Award, Dick Clark Award for Excellence, 2010 NARM Artist of the Year, HAL David Starlight Award, Ultimate Choice, Crystal Milestone Award, Jim Reeves International Award, International Artist Achievement Award, 2011 Harmony Award, 4 rekordy Guinnessa, 2012 Ripple Of Hope Gala Award, 2012 Big Help Award, 2012 BMA Woman of the Year, 2011 & 2014 Billboard Woman of the Year, IFPI Global Recording Artist of 2014, 2015 ELLE's Woman of the Year i ACM's 50th Anniversary Milestone Award).

W listopadzie miałam przyjemność zapoznać się z najnowszym albumem Taylor Swift pt. "reputation". Już od pierwszej piosenki możemy się przekonać, że artystka całkowicie zmieniła swoje brzmienie po raz kolejny; przez lata mogliśmy zobaczyć jak od muzyki country i swoich pierwszych 4 albumów powoli przeszła do muzyki pop stylizowanej na późne lata 80. wraz z płytą 1989, a teraz udowodniła, że potrafi tworzyć piosenki w różnych gatunkach mucznych. "reputation" nie jest jednak typowo popowym albumem, gdyż każdy utwór różni się od wszystkiego, co możemy usłyszeć w radiu. 
Pierwszym numerem jest "...Ready For It" i według mnie Taylor nie mogła wybrać lepszej piosenki otwierającej album, zapowiadającej w jakich klimatach będzie on utrzymany i o czym będzie opowiadać. Artystka wspomina w niej o swoim ukochanym, swojej reputacji i...seksie, co jest czymś całkowicie nowym dla fanów młodej piosenkarki.
Kolejne 5 utworów nadal opowiada nam o temacie przewodnim albumu, czyli reputacji dziewczyny, która w 2016 roku została zrujnowana przez jej wieloletniego wroga - Kanye Westa i jego żonę, oskarżenia skierowane w jej stronę od byłego chłopaka, dawnej przyjaciółki i hejterów także nie pomogły jej w poprawie wizerunku. Nareszcie mamy okazję usłyszeć jak wyglądała cała historia z jej perspektywy, co oczywiście wywołało falę krytyki w kierunku TayTay.
Od piosenki "...So It Goes" zaczyna się opowieść o tym, jak dziewczyna wreszcie znalazła miłość, pomimo swoich byłych chłopaków, wrogów, mediów i oczywiście reputacji. Dowiadujemy się, co się działo w życiu artystki w ciągu ostatnich miesięcy, kiedy całkowicie zniknęła z portali społecznościowych i spędziła ten czas ukrywając się przed ludźmi ze swoim ukochanym. Nareszcie słyszymy o spełnionej miłości i szczęściu Taylor.
Najbardziej wyróżniającym się i zarazem ostatnim utworem na płycie jest "New Year's Day". Piosenka jest w całości składa się jedynie z głosu artystki i dźwięku fortepianu. Szczególnie zwraca na siebie uwagę jej niedoskonałość, co potwierdziła sama Taylor - została nagrana bardzo szybko, a efekt ten został od początku do końca zaplanowany.
W gronie producentów pomagających tworzyć "reputation" znaleźli się m.in. Jack Antonoff, Max Martin i Shellback, którzy już pracowali z Taylor nad albumem "1989". Jak zwykle jest to bardzo małe grono osób, którym dziewczyna ufa i z którymi się przyjaźni.
Tym razem nie mamy do wyboru 2 wersji albumu: standardowej i deluxe, ale możemy kupić zwykłą płytę w jewel case oraz 2 magazyny, zawierające album płytę CD z pudełkiem do poskładania, namalowany przez Taylor obraz w formie plakatu oraz wiele ekskluzywnych zdjęć, wierszy oraz ręcznie pisanych tekstów piosenek.
Moja ocena albumu to 9/10, gdyby nie cena magazynów bez wahania dałabym 10/10.

Zapraszam was do podzielenia się opiniami na temat płyty w komentarzach, a jeśli wahaliście się, czy warto kupować album, to mam nadzieję, że rozwiałam wasze wątpliwości.
Czytaj dalej